poniedziałek, 15 kwietnia 2013

DOM!?

DOM DOM DOM DOM DOM!!!

W środę dowiem się czy idę do domu czy to szpitala górniczego tfu mam nadzieje że dom to będzie mój jedyny cel bo po górniczym nie spodziewam się niczego pozytywnego. A już na pewno nie tego ,że mnie tam wyleczą biorąc pod uwagę fakt, że leki które tu dostaje nie dostane na pewno tam ze względu na cenę  Mam nadzieje że będę mógł leczyć się w domu. Póki co jak chodzę to czuje słabe płuca ale bycząc się jest ok.
Uff ale mnie to z motywowało do zdrowienia.
Zapalenie płuc powoli się cofa a parametry po przeszczepie w końcu poszybowały w górę.
Teraz muszę tylko po torturować sąsiadów gadaniem póki z nimi siedzę.

A dzisiaj dodatkowo robię za pilota troszkę może łysawego ale aerodynamika jak najbardziej wskazana.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Nuda

W końcu nadszedł dzień kiedy nic się nie dzieje. Ale nie chodzi mi o niedziele i kleisty powolny dzień a o organizm ,która poza totalny gigantycznym rozleniwieniu   za nadto nie szwankuje.
Obecnie  jestem w pokoju 3-osobowym z 2 panami. Spoko można pogadać tyle ,że śpiochy nad ranem.
Apetyt mi wrócił chociaż jedzenie tutejsze mi już nie podchodzi. Na szczęście mam wsparcie rodzinki. Trzeba wrócić 10 straconych kilosów. No i doprowadzić płuca do względnego użytku w końcu na wiosnę miałem zacząć biegać.
Oj nudy dzisiaj w tv zwierzątka co tu robić.

sobota, 13 kwietnia 2013

Im back!

Byłem na Ligocie.
Ufff jedyny pozytywny aspekt przebywania tam to sen. Mogłem spać od wieczora aż do 6 z małymi wyjątkami kiedy to o 23 podczas głębokiego snu wtargnęła pielęgniarka niosąc pigułę. Zero tv zero czegokolwiek no chyba ,że udał bym się na salę 6 osobową i przebywał w pierdach i oparach różnych ludzkich przypadłości.
Zabawna sprawa bo pewnego ranka kiedy byłem znużony już tą szarością i nudą , przeczytałem wszelakie pisma jakie przy sobie miałem i zasiadłem do jedzenia. Za oknem był las mieszany ale póki co niestety szary i wydawał się pusty. Siadłem popatrzyłem smętnie za okno i powiedziałem sobie pod nosem "Panie Boże daj mi tu jakiegoś ptaszka ,żeby troszkę pofruwał za oknem" , minęła minuta ptaszka nie widać ,znużony więc wstaje i co widz?!za oknem zobaczyłem 3 sarny i 2 zające a parę minut później 2 dziki.I co o tym myśleć?:)
Ogólnie Ligote nie polecam gigant pielęgniarki względnie się starają lekarze niby też ale jakoś tak rzeźniczo. Duże korytarze wszyscy łażą tacy nadęci i zgorzkniali.
Idziesz do kibla są dwie kabiny więc pukasz nooo cisza otwierasz drzwi a tam jakiś dziadek ciśnie pachnistego klocka :o co kurde nie może powiedzieć zajęte? czy tak cisnął ,że mu tchu brakło - porażka.
Albo 12 h bez jedzenia bo badanie miało być rano ale coś tam i w końcu wyszło w południe a ja już wpieprzam ligninę z głodu ale kogo to obchodzi bo na pewno nie lekarza.
Albo kolejne fopa daje lekarstwo ,które trzeba mi przygotować przychodzi pielęgniarka "a na ile to rozrobić?" no kruca przecie jest instrukcja.

Jestem z powrotem w Katowicach uff tu jest cywilizacja i lekarstwa a nie jak tam biseptol i heviran.
Teraz tylko dojść do zdrowia i do domu huraaaaaaa!!! tylko nie wiem kiedy.

środa, 10 kwietnia 2013

I tak parę dni.......

I znów minęło parę dni. Nie rozdrabniam się na każdy dzień z rzędu bo było by nudno i smętnie.
Jutro jadę na 2 może 3 dni zależy jak liczyć na Ligotę będą mi robić brachioskopie  czy cholera wie jak się to zwie nie chce mi się sprawdzać. Tak czy siak jadę na delegacje.
W szpitalu schudłem prawie 10 kg. Wiwat żywność. Nie no aż tak tragicznie z jedzeniem nie jest. Ale po samym przeszczepie powinienem być w domu to jakieś półtora tygodnia temu , kiedy ważyłem 79 kg , a w domu pomimo braku apetytu na pewno coś by się podjadło. A tu co podjesz jak wszystko nijakie . Kasze gryczana ,pulpeta czy ruskie pierogi. Swoja drogą polecam połknąć ruski pieróg jak śluzówka w gardle zniknęła po chemii jest ci mdło to jak połykanie super miękkiej plasteliny . I jak nie gubić kg co gorsza z powodu leków dostawałem leki na sikanie. I o ile starałem się pić to drugie tyle wysikiwałem. A już kwintesencja radości sikania to pobudka w środku nocy przy trudnościach ze snem.
KACI!!
Na szczęście gorączki już niema. Na płucach niby lepiej osłuchowo chociaż po spacerkach oddech mi się jeszcze gubi a osłabienie robi swoje.
Na szczęście ostatnimi czasy rodzinka zasiliła mnie w swojski rosołek który troszkę mi dźwiga żołądek no i chlebek nie foremkowy na który już nie mogę zerkać a który jest tu notorycznie podawany rano i wieczorem.Taka bezsmakowa klucha.
Nie wiem ile czasu tu jeszcze będę ale ledwo już siedzę. Gdzie ja już nie siedziałem chyba tylko na tv pod sufitem. Co tu robić spać się nie chcę ino lenistwa się nabiera.

Dzisiaj mnie badali azjaci tzn azjata i azjatka .Jestem chyba jakimś dziwnym przypadkiem bo lubią mnie badać naukowo. Jak królika.

Trochę się obawiam tej Ligoty tzn tutaj już wszystko znam i lekarze wiedzą co mi podać i jak działa nie specjalnie się szczypiąc z kosztami. A tam mogę być kolejnym królikiem do obserwacji i zabawy. Ciekawe jakie jedzenie na jakiej sali. Widziałem 6 osobowe ciasne.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Płucko puckowi nie równe

Jutro jadę na Ligote. Specjalista ma się odnieść do moich płuc. Wyjazd koło 9 ciekawe ile czasu to zajmie i może coś się wreszcie ruszy.
A jestem już na granicy zmęczony ciągłym kaszlem, brakiem snu, nerwami i przede wszystkim tęsknotą.

środa, 3 kwietnia 2013

Czas cóż to jest

Kompletnie zagubiłem się w czasoprzestrzeni. Dokładnie dzisiaj dowiedziałem się ,że dzisiaj jest 3 kwietnia ale lepiej później niż wcale.
Z tego miejsca chciałem złożyć życzenia na jutro Gathowi ,i na wczorajAni no i oczywiście żoneczce kochanej Basiuni.

Dzisiaj byłem na TK raptem 500 m od tego budynku , oczywiście karetką.
Pierwszy raz w życiu ,nigdy wcześniej nie czułem się tak słaby i zależny od osób trzecich.
Niby oki jak człowiek leży na łóżku czy udaje się do wc. Ale jak przyszło przejść 25 m do windy to przy moim zapaleniu był to triatlon z biegiem przez pustyni Sahary , co gorsza obowiązkowa maska która nadzwyczaj ogranicza możliwość wdechu.
I tak ledwo dotarłem do windy sapiąc jak parowiec w osłonie 3 ratowników , zjechaliśmy na parter i czekamy , aż kierowca wymanewruje karetkę.
Powiewy zimna być może dla mnie nie zdrowe ale nader przyjemne pobudzały mnie i ułatwiały oddech.
Na tomografii wdrapaliśmy się po schodach ,cholernie śliskich tym bardziej ,że miałem na nogach jedynie papucie owinięte w worki a w koło śnieg.
Na górze wzięli mnie na wózek i podpieli pod próżnie :P No dosłownie ciągne nosem a tu tlenu niet wręcz przeciwnie tlen leci ale ze mnie hehe. Okazało się ,że coś było z knocone z rurkami.
Pożniej tomografia i na oddział.
A tam relaks. Teraz pytanie co tam wyszlo na tej tomografii.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Efekt motyla

Nie wiem jaki jest dzień ani która godzina. Dla mnie czas się zatrzymał. Zamknął sie do gabarytów pudełka 40x45 które wisi na ścianie i czasami wyświetla obrazki.
Nie chce mi się poprawiać byków w tekscie ,który zresztą wymęczę jak żaden wcześniej.

Ale o co biega?

Jestem głęboko w studniii (oryginalnie miało być w dupie ale pomyślałem ,ze jeszcze Małgosia przeczyta albo zacny Jaś).
Na samym dnie. Studnia jest wyschnięta usunięte są osady kamienie. Na samym środku jest moje wyrko owinięte w błekitne barwy szpitalne. Na ścianie mikro tv ale ze względów na głębokość studni obrazki w tv przelatują jak przez sito .Odbieram tylko stacje TV kret Tv belzebub(w końcu ten nadaje od dołu) i tv reszta.
Jestem praktycznie bez okien. Jak to w studnie wszystkie zasłonięte roletami.

Codziennie kładę się spać udaje ,że spię i udaje ,że nie świruje.
I tak od czasu apokalipsy św. Jana,która dla mnie przypadł jakiś czas temu (nie wiem nie liczyłem).
                               

O   I   O   M
do nie dawna dla mnie głęboki kosmos wypełniony tajemniczą ciemną materią i zakrzywieniami czasoprzestrzeni.
Dzisiaj dla mnie to cios psioniczny w mózg.
Ale tak bywa gdy człowiek z minuty na minute dowiaduje się ,że niema zmiłuj lecisz na OIOM.

Po całej chemii ,która na ten moment wydaje sie zaledwie małym orzeszkiem na drodze walca, przeszczep to zaledwie orzeszek kokosowy dobrze wysuszony.
Moje problemy rozpoczeły się od tzw. saturacji na poziomie 81.
Cholera wie co to jest chociaż cholera też moze nie wiedzieć , dodam tylko ze norma i standardem powinno byc około 100.
Ja miałem 81 z tlenem co sztucznie powinno podnieść parametr. Tego wieczoru dowiedziałem się i to w sumie jakies 30 przed przyjazdem karetki ,że ide na OIOM a że niestety ten należący do tego kompleksu w którym się leczę jest przepełniony zapakowany i wysłany zostałem jak towar eksportowy do Bytomia.
NIe powiem ekipa w karetce nadzwyczajna. Pomimo stresu jak powinien mi towarzyszyć pośmialiśmy sie przez cała drogę. W Bytomiu kazano mi sie kulturalnie rozłożyć na noszach co uczyniłem i wpakowaliśmy sie w gigantyczne acz puste korytarze tamtego molocha. Najpierw szukaliśmy windy na 3 pietro bo ta która zwykle była w użytku akurat nie działała. Po jakimś czasie zabawnej jazy trafiliśmy do windy , która pamieta chyba jeszcze wojne. Ta ze zgrzytami wyciągneła nas na górę no i wio szukamy oiomu.
Swoją drogą kaczka przyjacielem faceta jest i nawet nie gryzie.

Zanim dojechaliśmy na oiom pośmigaliśmy po korytarzach , ja oczywiscie nie świadom całości bo było to dla mnie cos nowego z pełną kulturką każdemu mówiłem "dobrywieczor" co mogło wydawać się w sumie dziwne w końcu gostek leci na oiom.
Tak samo uczyniłem na OIOM-ie dodając ,że mają bardzo duży fajny monitor co chyba automatycznie skreśliło mnie z listy pacjentów.Na miejscu okazało się,że nie zostane przyjęty bo mój stan tego nie wymaga,chociaż sala izolowana już była dla mnie gotowa.Ja się ucieszyłem chociaż myśli zaczeły mi krążyć to o co cholera biega, a może znajdą gdzie indziej oddział w Pcinie dolnym i mnie tam wywiozą.

Na moje szczeście wróciliśmy do Katowic a kierowca karetki dla uprzyjemnienia mi jazdy włączył nawet sygnał.
Tutaj już nic nie zmieniali zapakowali mnie do pokoju i zaczeli kłuć.
Musieli pobrać krew z tętnicy. Niby najłatwiej w okolicach wiązadła tiaaaa. W sumie  miałem z 12 prób plus jedna z ręki. Cały problem polega na tym ,że trzeba wbić igłe a potem wymanewrować ją tak żeby trafić.Siniaki mam do tej pory a mineło już prawie 2 tygodnie.
Gdy porobili wszystko co mogli co chcieli i co sprawiało im przyjemność dostałem mega zestawy kroplówek.
I tak sobie je podpijałem przez parę następnych dni. Na koniec dowiedziałem się ,że mam zapalenie płuc a przy mojej zerowej odporności to tak jakby płuca przypiec sobie na patelni i zjesc z pieprzem i solą.

Nie chce mi się więcej pisać bo dużo by trzeba detali i faktów do rzucić.
Efekt jest taki ,że pomimo wzrostu wszelkich parametrów obronnych mego organizmu mam nadal zapalenie płuc ,nie chce mi się jeść i dokuczają mi gorączki.
Ide spać może tym razem mi sie uda.